Smutni zjeżdżaliśmy do miasteczka Novaci. Transalpina zasłoniła swoje wdzięki chmurami, następny cel – Transfogarska. Błagałem o to, aby pogoda nam dopisała. Udało się. Z Transalpiny do Corbeni (miasteczko na Transfogarskiej) jechaliśmy przez różne drogi. Napotkaliśmy opuszczoną stację Shell, śmigaliśmy szutrowymi drogami, na których dziewięćsetjedenastka pokazała, że ma również rajdowe korzenie. Bez zająknięcia pokonywała kolejne kilometry po dziurach, piachu i kamieniach, w sumie czułem jeżdżąc tym samochodem, iż pomimo torowego ustawienia, nie będzie tragedii jeżeli napotkamy trudniejsze kawałki dróg. Nawet małe błoto, w przeciwieństwie do Volvo XC90, które lekko się zakopało, nie zrobiło na Porsche wrażenia. Jedynka, gaz i cztery koła spokojnie pożerają maź pchając samochód do przodu…pana z Volvo musiałem lekko popchnąć ręką, wystarczyło, na szczęście.

Końcówka dnia pierwszego, z Transalpiny docieramy do zamku Poenari, którym władał Vlad Tepes czyli książę (chrabia) Drakula. Zamek znajduje się na południowym początku Transfogarskiej. 1480 schodów prowadzi na szczyt do jego bramy. Umarłem po 472. Ja…podstarzały facet, myślałem że ok, lekka nadwaga, mało ruchu, no ale jakaś tam forma jest. Zamek Poenari, a właściwie schody na górę zweryfikował to dosadnie. 427 schodów pokazało mi jaki jestem cienki, właściwie zaniedbany fizycznie…w ostateczności wszedłem. Opłacało się…te widoki…z górki było ławiej.

Kolejny dzień przywitał nas słońcem, wiedziałem że wypali chytry plan. Startujemy na szybki przejazd Transfogarskiej i jedziemy na Transalpinę. Musiało się udać.
DN7C od początku jest trochę inna niż 67C, bardziej ciekawa i bardziej stroma. Ma również tamę (Vidraru) w swoim ciągu, ale jest ona większa od tych tam na Transalpinie. Nagle wyjeżdżamy w dolinę (jadąc od południa na północ), z której widać gdzie będziemy się wspinać. Przyroda przytłacza swoją wielkością. Widoki są coraz to cudowniejsze. Żadne słowa, filmy i zdjęcia ich nie oddadzą. To trzeba zobaczyć, na własne oczy i zakodować we własnym mózgu. Koniec i kropka.
Nie dziwię się że Top Gear stwierdziło że jest to najlepsza droga Europy, choć po głębszej analizie, przyznaję że Transalpina jej nie ustępuje. Czyli według mojej oceny są to jednoznacznie najlepsze drogi Europy. Na ten moment, ponieważ nie byłem jeszcze na kilku.

Na Transfogarskiej jesteśmy relatywnie wcześnie, choć po kilku postojach, w celu zrobienia zdjęć, ruch samochodów jest znacznie większy. I zapewne będzie się zwiększał.
Przejazd przez najdłuższy tunel w Rumunii wykorzystujemy do posłuchania, co ma do powiedzenia przy najwyższych obrotach silnik Porsche 911 Turbo S…ma do powiedzenia dużo, kropka.
Zjeżdżamy więc do Cartisoary i kierujemy się znów w kierunku Novaci. Taaak Transalpina czeka…ponownie.
Udało się!!! Chmury wiszą na tyle wysoko, że oglądamy Transalpinę w całej jej okazałości. To wszystko poraża. Zaniemówiłem. Co prawda dość duże korki na tej trasie zabierają radość z jazdy, ale pomimo tłoku da się smakować wyrafinowanie tej nitki asfaltu. A smakował bym to bez końca.

Ale zawsze jest jakieś ale, czas, kolejne zajęcia, inne tematy. Trzeba wracać. Noc w hotelu i kolorowa droga powrotna przez Rumunię. To jest piękny kraj, pełny monastyrów, opuszczonych miejsc, kolorowych domów, wręcz pałaców, ale również biednych zagród. To kraj dużych kontrastów, albo masz starą Dacię albo najnowsze BMW. Rumunia to kraj, który bardzo szybko goni EU. Ceny są identyczne jak w Polsce, buduje się dużo dróg. Kraj się komercjalizuje, jest coraz więcej turystów, łakomych na piękno dzikiego offroadu lub majestatyczność rumuńskich Karpat.
Ja chce odkrywać Rumunię dalej, bardzo mnie zafascynowała. Wiem że Porsche pomoże mi w eksploracji tego kraju, niedługo tam wracam. Rumunia zawładnęła moim sercem, na dobre.