Tak wiem strasznie zaniedbałem bloga, tylko fotki na insta i fejsie i żadnych pisanych emocji. Takie mamy czasy, prędkość przesyłania wszelkich zdjęć upadla pisanie tekstów, bo i po co? Widzimy, wiemy…
Ale nie, wcale tak nie jest, coś co na zdjęciach wygląda cudownie może być brzydkie (lub ładniejsze, zależy od umiejętności fotografa), a nieuzupełnione o opis może pokazać nam niepełny obraz sytuacji.
Tak też jest z Dream Trip Italia, w której uczestniczyliśmy w maju tego roku, rozpoczynając nasz sezon wycieczkowy z 911.
Dream Trip Events to nowy brand, który w 2017 dość głośno zadebiutował na naszym polskim rynku imprez gran turismo. Artur ogłosił program i zaczął go realizować. Początki są zawsze trudne, także otwarcie powiem że z DTItalia nie jestem do końca zadowolony. Wiem trudno jest złożyć taki event, ponieważ z moją ekipą robiliśmy kilka podobnych, również sam podróżuję i ostatecznie nigdy nie wiesz jacy ludzie, z jakimi wymaganiami się pojawią.
We Włoszech spotkaliśmy się w znanym nam gronie i uważam, że ta sytuacja bardzo pomogła aby wspomnienia z tego eventu były miłe. Ale ok dość już wyżywania się na Arturze – Artur wiesz że to jest konstruktywna krytyka, która (i z tego jestem już zadowolony) spowodowała że kolejny wyjazd na DT Alpina zaliczę już do bardzo udanych (to historia na kolejny wpis).
Włochy rozpoczęliśmy na własną rękę jadąc przez Grossglockner. Maj i śnieg, no napiszę Wam że to dość dziwne uczucie jechać po śliskiej drodze na ponad 2000 nmp i to w dodatku w duuużej mgle. Taka sytuacja powoduje, że chcę tam pojechać jeszcze raz ponieważ na szczycie widoki były…zerowe.
Potem trasa we Włoszech, nie będę się rozpisywał co i gdzie, ponieważ można zerknąć na program na stronie dreamtripevents.com, przypomnę tylko to co zostanie mi na zawsze w pamięci:
- Cinque Terre – przepiękne miejsce i tutaj niestety słowa nie oddadzą widoków jakie widzieliśmy
- Zjazd do San Remo górskimi drogami, po których biegną odcinki specjalne tego rajdu
- Postój w wiosce w górach, nawet nie pamiętam gdzie – podchodzi do nas starszy człowiek-tubylec pyta co i jak, my że podróż, przygoda, jedziemy, po chwili odchodzi i wraca z dzbankiem wina jakiejś nalewki i częstuje wszystkich uczestników, na pytanie ile za to płacimy odpowiada ABSOLUTNIE NIC… JESTEŚCIE MOIMI GOŚCMI. Kurde słuchajcie taki klimat włoskiego dolce vita, że aż łza w oku się zakręciła.
- Monte Carlo, ta górska osada ze swoimi tunelami, hotelami, tubylcami, którzy Porsche wożą karnisze ze sklepu wystające przez prawe okno. Miejsce gdzie Bugatti Chiron nie stoi w salonie tylko jedzie za busem z dostawą napojów do najbliższego sklepu, no rozwala mózg. Taki slogan powstał: MONTE CARLO – miejsce gdzie jadąc Porsche 911 zdajesz sobie sprawę że to najtańsza fura w mieście…
- Spotkanie z moim kumplem z Nicei, który zabrał nas na Col de Turini, czyli kawałek oesu z rajdu Monte Carlo. Co ciekawe można sobie taką drogę wynająć i poupalać (Artur – DT Monte Carlo Speed Chalenge)
- Restauracje – wszystkie (za wyjątkiem pierwszej) serwowały doskonałe jedzenie, w doskonałych miejscach, powodując, że chce się tam po prostu mieszkać. Nie wiem jak Włosi to robią ale podawane przez nich potrawy naprawdę olśniewają. Dobór miejsc posiłków przez organizatora był tutaj naprawdę na wysokim poziomie.
To by było na tyle, jeżeli chodzi o to dość krótkie podsumowanie. Włochy to piękne miejsce, ich piękne górskie drogi (w większości dość puste i nieuczęszczane) to raj dla kierowców, którzy lubią zakręty , będę tam wracał, dopóki będę czerpał radość z jazdy samochodem, spalinowym oczywiście. Nie wyobrażam sobie podjazdów do odcinki i zbijania biegów na zjazdach z góry bez dźwięków silnika wydobywających się z wydechu…po prostu sobie nie wyobrażam.
PS po więcej zdjęć z wycieczek zapraszam na Instagram i Facebook – porschedriver.pl