Niesamowita Rumunia – DN67C Transalpina

0
820

Pierwszy raz do Rumunii wybraliśmy się w maju na wyprawę offroad . Już wtedy poczułem do tego kraju bliżej nieopisane pozytywne uczucie, mówiące, że jeszcze nie raz tam wrócę.

Kupując 911 wiedziałem, że ten samochód będzie służył do przygód. Przeżywania dróg, torów wyścigowych, rajdowych odcinków specjalnych…nie będzie stał w garażu, będzie zdefiniowany jak #outlaw Magnusa Walkera.

Zanim odebrałem Porszaka od poprzedniego właściciela, już miał zaplanowaną pierwszą dłuższą podróż. Granturismo na Transalpinę i na Transfogarską, do Rumunii właśnie.

Rumunia – Transalpina. Foto T. Kamiński
Rumunia – Transalpina. Foto T. Kamiński

Oczywiście oglądałem TOP GEAR w Rumunii i patrząc na niesamowite zakręty w telewizorze wiedziałem, że kiedyś tam pojadę. Marzenie to spełniłem w sierpniu 2016 roku, samochodem Porsche 911 Turbo S.

Droga z Polski, standard, autostrada A4, Nowy Sącz, przystanek w Krynicy, potem Słowacja, Węgry i wjazd do Rumunii. Obrałem strategię – Transalpina od północy na południe potem dojazd do Transfogarskiej od południa na północ, hotel i spokojny powrót do domu. Jednak z powodu mgły na Transalpinie, drugi dzień podróży wydłużył się nam o jakieś 7 godzin, musieliśmy wrócić z Transfogarskiej, aby odrobić to co zasłoniły nam chmury na DN67C w dzień pierwszy.

Udało się, ale po kolei.

Rumunia – Transalpina. Foto T. Kamiński
Rumunia – Transalpina. Foto T. Kamiński

Sebes (nie będę używał rumuńskich liter), początek Transalpiny, świetny hotelik Karlhof, polecam z całą odpowiedzialnością na bazę potencjalnych wycieczek w te rejony. Startujemy około dziewiątej rano, z nadzieją że oglądane chmury rozwieją się nim dojedziemy na szczyt. Niestety, nasze nadzieje zgaszone są na około piętnaście kilometrów przed szczytem.

Wjeżdżając w ostatnią wysoką partię drogi już wiemy, że otaczają nas chmury, które będą towarzyszyć nam aż do zjazdu po południowej stronie zbocza. Słabo. Transalpina przejechana we mgle zdaje się być jedną z wielu górskich dróg. Oczywiście krętą, dość trudną, ale brak widoczności na to co nas otacza, zabiera wszelkie efekty specjalne, których jak się okazało po ponownym, słonecznym przejechaniu tej drogi, jest niezliczona ilość.

Rumunia – Transalpina. Foto T. Kamiński
Rumunia – Transalpina. Foto T. Kamiński

Po powrocie na Transalpinę zamieram z zachwytu, warto było nadłożyć kolejne 250 kilometrów zaplanowanej trasy (to jakieś cztery godziny jazdy lokalnymi rumuńskimi drogami).

Zdjęcia i filmy jakie zrobiliśmy na trasach nie oddają piękna, przestrzeni, grozy i uczuć  jakie towarzyszyły nam podczas jazdy. To trzeba zobaczyć, te drogi trzeba przejechać. Transalpina jest (szukam tutaj słowa) bardziej rozłożysta, genialniejsza, more spectacular niż Transfogarska. Ale zamykając tę notatkę napiszę że Transfogarska jest  genialna. Mam nadzieję, że już wiecie co mam na myśli.

Rumunia – Transalpina. Foto T. Kamiński
Rumunia – Transalpina. Foto T. Kamiński

Jeszcze jedno, dobrze że są tam bariery, inaczej frajdę z jazdy zabierał by stres.

Mam marzenie, umówmy się ekipą i wykupmy południowy, szczytowy odcinek Transalpiny na jeden dzień. Wiem, że zabrakło by opon, hamulców, a ciągle chciało by się pokonywać tę drogę. I ciągle i wciąż…będę tam wracał, chcę zobaczyć wschód słońca na Transalpinie i zachód na Transfogarskiej.

I zobaczę…wiem to.

Zapisz

Zapisz

Zapisz